Kuchnia Mariny była dokładnie tym, o czym marzy każda kobieta po trzydziestce: przestronna, czysta, z lśniącymi kafelkami, obrusem nieskalanym barszczem i jedzeniem w lodówce, którego nie powstydziłaby się podać nawet teściowej.
Choć oczywiście, nawet gdyby Tatiana Pietrowna podała je na złotej tacy, i tak doszukałaby się w kuchni czegoś „brudnego” lub „niestosownego”.
Marina siedziała przy laptopie, sprawdzając raporty z pracy. Aleksiej właśnie wrócił z pracy i zdjął buty, posyłając trampki pod szafę. Przewróciła oczami, jak zwykle.
„Czy rzucałeś tak butami, gdy byłeś dzieckiem?” zapytała sucho.
„Mama mówiła, że do domu powinien wejść mężczyzna, żeby wszyscy widzieli, kto tu rządzi” – uśmiechnął się Aleksiej i poszedł do łazienki.
Marina prychnęła: facet jest szefem, a pensja żony jest trzy razy wyższa… no cóż.
Zanim zdążyła wrócić do stolika, zadzwonił dzwonek do drzwi. Dzwonił długo i natarczywie, z charakterystycznym brzękiem, który zawsze oznaczał jedno: Tatiana Pietrowna przyszła „z wizytą”.
„Och, mamo” – powiedział Aleksiej radośnie, jakby do drzwi zapukał dostawca pizzy.
Marina zacisnęła zęby: i znowu, bez ostrzeżenia… mogła przynajmniej wysłać SMS-a: „Zniszczę ci wieczór”.
Tatiana Pietrowna weszła, jakby to nie było mieszkanie Mariny, które kupiła przed ślubem, ale jej własne, prywatne gniazdko. Zdjęła buty, nie patrząc, i położyła torebkę na sofie.
„No cóż, witajcie, moje nieszczęsne dzieci” – powiedziała tragicznym głosem, jakby przyszła nie po herbatę, lecz na pogrzeb.
„Mamo, co ci się stało?” zapytał zaniepokojony Aleksiej.
„Jak mogę być szczęśliwa, skoro mój syn nic nie ma? Ani mieszkania, ani samochodu, ani nawet garażu!” – powiedziała Tatiana Pietrowna, załamując ręce.
Marina podniosła wzrok znad laptopa.
„Przepraszam, ale czy pracuje pan w Rosreestr?” – zapytała spokojnie. „Skąd ma pan tak dokładne informacje?”
Tatiana Pietrowna zmrużyła oczy.
— Nie bądź sarkastyczna. Jestem matką, widzę to. Siedzisz sobie, taka rzeczowa, w swoim mieszkaniu… A co dla ciebie znaczy mój syn? Lokator?
„Mamo, dlaczego to robisz…” – mruknął Aleksiej, drapiąc się po potylicy.
Marina zamknęła laptopa i położyła ręce na stole, jak nauczyciel przed trudnym uczniem.
„Tatiana Pietrowna, bądźmy szczerzy. Mieszkanie jest moje, kupiłam je przed ślubem. Aleksiej jest tu zameldowany, wszystko jest oficjalne. Co mu jest?”
Teściowa przewróciła oczami.
Ludzie już oniemiali! Sąsiadka Walentyna Iwanowna zapytała: „Dlaczego twój Lyosza żyje z jego żony? Co masz na myśli?”. Mam mu powiedzieć, że jest spłukany?
„Odpowiedz mi, że życie osobiste Walentyny Iwanowny jest tak nudne, że mieszka w cudzych mieszkaniach” – zaśmiała się Marina.
Aleksiej zaśmiał się nerwowo, ale pozostał milczący.
„Widzisz, synu” – matka podniosła głos – „ona cię upokarza przede mną! Co ja ci mówiłam? Powinieneś był zarejestrować połowę mieszkania na swoje nazwisko przed ślubem! Wtedy czułbyś się jak mężczyzna”.
Marina gwałtownie się wyprostowała.
— Przepraszam, ale czy nasza definicja „mężczyzny” jest teraz ustalana na podstawie jego powierzchni i wyciągu z Jednolitego Państwowego Rejestru Nieruchomości?
„Nie bądź niegrzeczny!” – wrzasnęła Tatiana Pietrowna. „Wszystko zepsułeś! Teraz mój syn nie ma mieszkania ani dochodów!”
Aleksiej stanął między nimi, podnosząc ręce, jakby się bił.
– Mamo, daj spokój, naprawdę…
„Nie, Lyosza, to za mało!” przerwała. „Żyjesz jak lokator, a i tak jesteś szczęśliwy! Ale twoja żona… Ona myśli tylko o sobie!”
„O sobie?” Marina zachichotała. „Przepraszam, ale kto płacił ratę kredytu na twoje „ukochane trzypokojowe mieszkanie”, kiedy Lyosza szukał pracy? Chyba nie ja?”
Teściowa pochyliła się do przodu.
— To było tymczasowe! A teraz…
„Teraz muszę przekazać część mieszkania twojemu synowi? Tak?” – przerwała Marina.
– Jasne! To sprawiedliwe. Mężczyzna powinien mieć wsparcie.
„Wiesz, wsparcie to wtedy, gdy ktoś pracuje i kupuje sobie mieszkanie, a nie wtedy, gdy jego matka chodzi po domach innych ludzi i domaga się udziału” – odpowiedziała Marina chłodno.
Aleksiej opadł na krzesło i zakrył twarz dłońmi.
„Naleję ci herbaty” – powiedział zduszonym głosem, próbując zmienić temat.
„Herbaty!” prychnęła matka. „Chciałabym ci nalać gorzkiej prawdy!”
Marina wzięła kubek, ale jej ręce tak się trzęsły, że łyżeczka uderzyła o krawędź.
Jak długo jeszcze będę to tolerować? Za każdym razem to samo. Obca kobieta uważa, że jej obowiązkiem jest decydowanie, co zrobić z moim majątkiem. A najgorsze jest to, że Lyosha milczy. Stoi jak chłopiec na przerwie, podczas gdy jego matka kłóci się z nauczycielką.
„Mamo” – wyszeptał w końcu Aleksiej – „nie zaczynajmy kłótni. Marina ma rację: to jej mieszkanie, wszystko jest w porządku”.
Tatiana Pietrowna zamarła, jakby została uderzona.
– Więc jesteś przeciwko mnie? Przeciwko mojej matce?
„Jestem za moją żoną” – głos Aleksieja był cichy, ale stanowczy.
Teściowa zbladła.
„Aha, więc tak to jest. Urodziłam cię, wychowałam, nosiłam w sobie, a teraz mnie wyrzucasz dla kogoś innego…”
Marina gwałtownie odsunęła krzesło.
„Obcy?” Jej głos zadrżał. „Jestem jego żoną. A ty… Jesteś gościem. I to nieproszonym.”
Cisza była tak gęsta, że nawet czajnik na kuchence zaczął niezręcznie gwizdać, jak uczeń, który wpadł w niewłaściwe towarzystwo.
Tatiana Pietrowna chwyciła torbę i poszła do drzwi.
„Zapamiętajcie to sobie oboje!” krzyknęła z korytarza. „Ty, Lesha, pożałujesz! A ty, Marina… Wszystko zepsułaś!”
Drzwi zatrzasnęły się z taką siłą, że kubek spadł z półki.
Marina stała w kuchni, próbując złapać oddech. Aleksiej podszedł i niepewnie objął ją ramieniem.
– Przepraszam… Nie spodziewałem się, że to zrobi.
„Czy się tego spodziewałeś, czy nie – co za różnica?” – zapytała Marina zmęczonym głosem. „Pytanie brzmi: po czyjej jesteś stronie?”
Aleksiej spojrzał jej w oczy i po raz pierwszy od wielu lat nie odwrócił wzroku.
– Na twoim miejscu. Zawsze.
Marina usiadła z powrotem przy stole i uśmiechnęła się krzywo.
– No to szykuj się, Lesha. Wojna dopiero się zaczyna.
Po tym skandalu w mieszkaniu zapanował dziwny spokój. Tatiana Pietrowna nie dzwoniła ani nie przychodziła przez cały tydzień; nawet sąsiadka z góry narzekała:
„Słuchaj, Marinoczka, dlaczego twoja teściowa przestała przychodzić do naszego budynku? Przyzwyczaiłam się: co wieczór jest zebranie przy windzie, wiadomości, porady. Teraz to jest nudne…”
Marina tylko się zaśmiała. „To nie koniec. To cisza przed burzą” – pomyślała. I miała rację.
W sobotni poranek, gdy ona i Aleksiej szykowali się do wyjścia na targ po warzywa, zadzwonił dzwonek do drzwi. Stała tam jej teściowa w pełnym stroju: z lakierowanymi włosami, bursztynowymi kolczykami i teczką papierów w rękach.
„Dzień dobry, dzieci” – zaśpiewała słodko. „Przyszłam, żeby o czymś porozmawiać”.
Marina natychmiast się spięła. Aleksiej spróbował się uśmiechnąć:
– Mamo, no cóż, my tylko…
„Spokojnie, rynek może poczekać” – powiedziała pewnie Tatiana Pietrowna i poszła do kuchni.
Otworzyła teczkę i położyła dokumenty na stole.
„Słuchaj, konsultowałem się. Zgodnie z prawem, jeśli mieszkanie zostanie kupione w trakcie trwania małżeństwa, jest ono współwłasnością.”
Marina zmrużyła oczy:
„Ale moje mieszkanie zostało kupione przed ślubem. Czy chcesz, żebym przyniósł ci fragment z Rosreestr?”
Teściowa, nie mrugnąwszy okiem, kontynuowała:
– Co za różnica, kiedy! Mieszkasz z moim synem! Więc musisz się dzielić.
Aleksiej nieśmiało interweniował:
– Mamo, już wystarczy, chodź…
„Zamknij się!” – warknęła jego matka. „Zawsze milczysz, dlatego żyjesz jak lokator. Będę cię bronić”.
Marina uniosła brwi:
— Więc postanowiłeś zostać prawnikiem? Mam nadzieję, że za darmo?
„Bardzo śmieszne” – mruknęła Tatiana Pietrowna. „Jestem matką. I nie pozwolę, żeby mój syn był upokarzany”.
„Nie pozwolę nikomu machać fałszywymi papierami w moim domu” – Marina odpowiedziała ostro.
Tatiana Pietrowna uderzyła dłonią w stół:
– Więc odmawiasz?
– Tak.
– Wiedz więc jedno: zniszczysz rodzinę!
Marina się roześmiała. Jej śmiech był suchy i gniewny.
„To nie mieszkanie niszczy rodzinę. To ingerencja osób trzecich, nieproszonych o pozwolenie”.
Aleksiej westchnął ciężko i wstał od stołu.
„Mamo, naprawdę, wystarczy. To zaszło za daleko…”
Tatiana Pietrowna chwyciła go za rękę.
„Lesha, obudź się! Jesteś ślepa? Ona cię wykorzystuje! Potrzebuje tylko twoich rąk do przenoszenia mebli i twojej pensji na media. A cała reszta jest dla niej”.
Marina uśmiechnęła się zimno:
„Tak, to bardzo wygodne „wykorzystać” kogoś, kto tydzień temu kupił sobie nowe trampki za moje pieniądze. Aleksiej, proszę, potwierdź, że za nie zapłaciłem.”
Aleksiej zarumienił się jak uczeń na szkolnym apelu.
– No cóż… stało się.
„Proszę!” – zawyła triumfalnie teściowa. „Nawet liczy twoje trampki!”
Marina wstała, podeszła bliżej i spojrzała teściowej prosto w oczy.
„Nie, Tatiano Pietrowna. Nie liczą się dla mnie trampki. Liczą się dla mnie szacunek. A to zero.”
Matka Aleksego skrzywiła się, ale szybko otrząsnęła.
„Zamierzasz ze mną rozmawiać o szacunku? Ty… Ty jesteś krukiem w pawich piórach! Myślisz, że jeśli pracujesz, jeśli masz pieniądze, jesteś lepszy od wszystkich? I nie masz dzieci. Ale ja mam syna. To moja krew!”
Marina zbladła, ale nie odwróciła wzroku.
— No i co? Teraz mamy konkurs „czyja krew jest gęstsza”?
Aleksiej nie mógł się powstrzymać:
– Mamo, przestań! Proszę cię.
„Urodziłam cię, Liosza!” – krzyknęła Tatiana Pietrowna. „A ty nadal będziesz mnie o to pytać?”
Marina wzięła swoje „dokumenty” ze stołu i włożyła je z powrotem do teczki.
„Weź to. Papiery nic nie znaczą. Prawnie to moja własność. Jeśli chcesz, idź do sądu. Ale pamiętaj: w sądzie ludzie rozmawiają o faktach, a nie o sąsiedzkich plotkach”.
Tatiana Pietrowna zacisnęła usta, chwyciła teczkę i wyszła z mieszkania bez pożegnania. Drzwi zatrzasnęły się, a tynk opadł.
Marina usiadła na sofie i zakryła twarz dłońmi.
– O mój Boże, kiedy to się skończy?
Aleksiej podszedł cicho i usiadł obok mnie.
– Przepraszam. Ona… ona po prostu boi się, że mnie straci.
„Aleksie” – Marina spojrzała na niego uważnie – „nie jestem przeciwna twojej matce. Jestem przeciwna temu, żeby dyktowała nam życie. Jesteśmy rodziną. Powinniśmy być zespołem”.
Skinął głową.
— Rozumiem. To po prostu… trudne. Przecież jest matką.
Marina uśmiechnęła się gorzko.
— A kim ja jestem? Wrogiem ludu?
Pozostał milczący.
Tego wieczoru, gdy jedli kolację, zadzwonił telefon. To była ich sąsiadka, Walentyna Iwanowna. W jej głosie słychać było ciekawość:
„Marinoczka, to prawda, że się kłócisz? Mówią, że chcesz wyrzucić Aleksieja z mieszkania!”
Marina prawie się zakrztusiła kotletem.
– Co?!
„No tak! Tatiana Pietrowna powiedziała mi o tym przy wejściu. Powiedziała, że jesteś złym człowiekiem i przygotowujesz papiery rozwodowe!”
Aleksiej zacisnął pięści.
— To tyle. Dość. Sam z nią porozmawiam.
Marina położyła mu rękę na ramieniu.
– Nie. Teraz ja będę mówić.
W jej głosie nie było wątpliwości.
Niedziela. W domu pachniało świeżą kawą i syrnikami. Marina po raz pierwszy od tygodnia poczuła spokój: okno było lekko uchylone, na zewnątrz padał lekki deszcz, a w mieszkaniu panowała cisza. Aleksiej siedział z gazetą, ale jego oczy wskazywały, że nie myśli o pogodzie ani o emeryturze.
I znowu – zadzwonił dzwonek do drzwi. Głośno i długo.
„No cóż” – powiedziała Marina – „rozpoczyna się akt finałowy”.
Tatiana Pietrowna weszła jak burza: płaszcz szeroko otwarty, w rękach trzymała torbę z ciastami.
„Przyszłam zawrzeć pokój!” – oznajmiła, kładąc torbę na stole, jakby proponowała łapówkę. „Zróbmy to po cywilnemu: podzielmy mieszkanie na pół i kropka”.
Marina usiadła i skrzyżowała ramiona na piersi.
— Tak się zawiera pokój? Ciekawe.
„Marina, nie naciskaj!” – teściowa podniosła głos. „Albo przekażesz połowę majątku mojemu synowi, albo pójdę do sądu!”
Aleksiej wstał.
– Mamo, przestań!
„Zamknij się!” krzyknęła ostro Tatiana Pietrowna. „Widzę, że jesteś pod jej kontrolą!”
Marina również wstała.
„Tatiana Pietrowna, przekraczasz swoje uprawnienia. Proszę iść do sądu. Dopiero tam pani wytłumaczą, że mieszkanie jest moje, a pani syn nie ma prawa do udziału”.
Teściowa zrobiła się fioletowa.
– Więc ty też się ze mnie śmiejesz?!
Szarpnęła torbę, rozrzucając paszteciki po podłodze. Aleksiej podszedł do niej, próbując ją powstrzymać, ale Marina była pierwsza.
— Dość tego! Dość! To mój dom. I nie będzie w nim więcej skandali. Odejdź.
“Wyrzucasz mnie?” syknęła Tatiana Pietrowna.
Aleksiej podszedł i powiedział stanowczo:
– Tak, mamo. Odejdź. Nie przychodź tu więcej bez przeprosin.
Cisza. Tatiana Pietrowna spojrzała z syna na Marinę. Jej usta drżały jak u dziecka, które po raz pierwszy zostało słusznie ukarane.
“Ty… ty ją wybrałeś?” wyszeptała ledwo słyszalnie.
„Wybrałem siebie, mamo. I rodzinę, którą budujemy z Mariną” – odpowiedział stanowczo Aleksiej.
Po cichu wzięła płaszcz i wyszła. Drzwi zamknęły się cicho, nawet za cicho.
Marina usiadła na krześle.
– No cóż, teraz na pewno zacznie się wojna plotek.
Aleksiej wziął ją za rękę.
– Niech tak będzie. Najważniejsze, żebyśmy byli razem.
Siedzieli w kuchni wśród rozrzuconych ciast. Nagle Marina wybuchnęła śmiechem.
„To symboliczne, wiesz? Wszystko się rozpadło, ale przetrwaliśmy”.
Aleksiej także uśmiechnął się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
– No to zaczynamy zbierać. Ale tym razem to będzie nasze