Na największym elemencie drona, który eksplodował w Osinach na Lubelszczyźnie, ujawniono napis „prawdopodobnie w języku koreańskim” – poinformowała Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Choć szef MON mówił o rosyjskiej prowokacji, śledczy podkreślają, że skala zniszczeń nie pozwala na jednoznaczne wskazanie producenta ani kraju pochodzenia bezzałogowca.
Śledczy: skala zniszczeń uniemożliwia identyfikację
Prokurator Grzegorz Trusiewicz poinformował, że największy zachowany fragment urządzenia – część silnika – nosił napisy „prawdopodobnie w języku koreańskim”. Jednocześnie zaznaczył, że jest to jedynie hipoteza, ponieważ stopień zniszczeń jest ogromny.
Nie możemy dziś w sposób kategoryczny stwierdzić typu drona ani kraju jego pochodzenia – wyjaśnił.
Wstępną analizę przeprowadzili biegli z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce, jednak konieczne będą dalsze badania.
Śledczy rozważają różne scenariusze, w tym możliwość, że eksplozja nastąpiła w wyniku zaczepienia o inny obiekt.
Jest to jedna z hipotez, ale bierzemy pod uwagę również inne – podkreślił Trusiewicz.
Na miejscu pracują prokuratorzy, policja i eksperci od materiałów wybuchowych, a wszystkie znalezione szczątki będą szczegółowo badane.
MON: rosyjska prowokacja
Jeszcze przed wystąpieniem prokuratury minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że w Osinach spadł dron rosyjskiej produkcji. Określił incydent mianem „prowokacji Kremla”, podkreślając, że Polska informuje o sprawie wszystkich sojuszników. Według szefa MON zdarzenie wpisuje się w szereg podobnych incydentów w regionie i pokazuje, że Rosja wciąż testuje czujność państw NATO.
Podobną wersję wydarzeń podało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Rzecznik resortu Paweł Wroński powiedział agencji Reutera, że chodziło o bezzałogowiec typu Shahed, konstrukcji rosyjskiej. Tego typu drony są masowo używane przez Rosję w atakach na Ukrainę. Jednak w obliczu rozbieżności między ustaleniami wojska a prokuratury, sprawa wymaga dalszych ekspertyz.
Słowa prokuratora Trusiewicza pokazują ostrożniejsze podejście organów ścigania.
Jestem zobligowany do wskazań, które ustalam na miejscu zdarzenia. Nie chciałbym odnosić się do tego, co mówią inne osoby – zaznaczył, komentując wypowiedzi polityków.
Tym samym śledczy nie potwierdzili oficjalnie wersji MON i MSZ, pozostawiając kwestię pochodzenia drona otwartą.
Dla ekspertów kluczowe będzie ustalenie, czy odnalezione fragmenty rzeczywiście pochodzą z rosyjskiego drona Shahed, czy też mamy do czynienia z innym typem konstrukcji. Napisy w języku koreańskim mogą wskazywać na elementy pochodzące z globalnego rynku komponentów, co dodatkowo komplikuje analizę. Do czasu zakończenia badań pozostaje wiele pytań – nie tylko o to, skąd pochodzi maszyna, ale i o cel, jaki przyświecał jej misji nad Lubelszczyzną.