Mirella była więziona przez 27 lat. Nowe fakty są wstrząsające

Trudno sobie wyobrazić, co działo się za drzwiami niewielkiego mieszkania w centrum Świętochłowic. Za roletą, która miała ukrywać wnętrze przed światem, przez prawie trzy dekady rozgrywał się dramat, o jakim nikt nie miał pojęcia. Mirella ze Świętochłowic żyła w zamknięciu przez 27 lat, dziś na jaw wychodzą nowe, zatrważające szczegóły tej historii.

Mirella ze Świętochłowic zniknęła bez śladu
Mirella ze Świętochłowic miała zaledwie piętnaście lat, gdy nagle zniknęła z życia sąsiadów i szkoły. Nikt nie widział jej od końca lat 90., a rodzice tłumaczyli nieobecność córki w różny sposób. Raz mówili, że wyjechała, innym razem, że przebywa u biologicznych rodziców. Z czasem wszyscy przyzwyczaili się do jej braku. 

To była najpiękniejsza dziewczyna na osiedlu, zawsze uśmiechnięta, błyskotliwa – wspomina jedna z mieszkanek bloku.

Nikt jednak nie podejrzewał, że za drzwiami ich sąsiadki rozgrywa się dramat, który potrwa aż 27 lat. Przez ten czas Mirella była odcięta od świata, bez kontaktu z ludźmi, lekarzami czy szkołą. Jej rodzice utrzymywali, że córka „wstydzi się swoich nóg” i sama nie chce wychodzić z pokoju. 

Prawda okazała się znacznie bardziej dramatyczna. Gdy w końcu, po latach, sąsiedzi zgłosili niepokojące hałasy i interweniowały służby, ich oczom ukazał się widok, którego nikt nie zapomni. Pokój kobiety był zdewastowany, zanieczyszczony i odcięty od reszty czystego mieszkania.

W jakich warunkach żyła kobieta ze Świętochłowic?
Warunki, w jakich żyła Mirella ze Świętochłowic, trudno opisać bez emocji. Z relacji świadków wynika, że pokój, w którym spędziła ponad ćwierć wieku, był niemal całkowicie zaciemniony. 

Zasłonięte okno, roleta na drzwiach, odór, brud i wiaderko stojące przy łóżku – to jej codzienność przez wiele lat. W tym czasie rodzice utrzymywali pozory normalności, utrzymując mieszkanie w czystości i unikając rozmów o córce.

Całe mieszkanie państwa K. było wysprzątane, tylko ten jeden pokój wyglądał jak koszmar – mówią nasi informatorzy.

Gdy ratownicy wyprowadzali Mirellę, kobieta nie była w stanie chodzić. Jej nogi były w ranach, całe czarne, paznokcie powykrzywiane i zawinięte pod stopy. Sąsiedzi nie potrafią zrozumieć, jak można było przez tyle lat nie zauważyć takiego cierpienia.

To niemożliwe, by ktoś tak żył bez pomocy. Ona musiała cierpieć niewyobrażalny ból – mówi jedna z sąsiadek.

Po przewiezieniu do szpitala lekarze stwierdzili skrajne zaniedbanie i niedożywienie. Przez pierwsze dni Mirella bała się wszystkiego – ludzi, światła, dotyku. Przez lata słyszała, że „na zewnątrz zrobią jej krzywdę”, a matka miała wmawiać jej, że w szpitalu „obtną jej nogi”. 

Śledztwo prokuratury w sprawie Mirelli
Dziś, kiedy historia Mirelli ujrzała światło dzienne, Świętochłowice wciąż nie mogą się otrząsnąć. Sprawa, którą zajmuje się prokuratura w Chorzowie, budzi ogromne emocje i wciąż rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Śledczy prowadzą postępowanie pod kątem znęcania psychicznego i fizycznego, a także zaniedbania obowiązków opiekuńczych.

Nie przesłuchaliśmy jeszcze wszystkich świadków, trwa analiza materiałów dowodowych – potwierdza prokurator Sabina Kuśmierska.

Tymczasem Mirella powoli wraca do życia. Po dwóch miesiącach spędzonych w szpitalu została przewieziona z powrotem do mieszkania, które ma być teraz pod stałą kontrolą pracowników Ośrodka Pomocy Społecznej. 

Nadal jest słaba, porusza się z trudem, a przy jej łóżku wciąż stoi to samo wiaderko, które przez lata zastępowało jej łazienkę. Sąsiedzi mówią, że kobieta stara się rozmawiać, ale matka wciąż nie dopuszcza jej do głosu.

Ona kończy za nią każde zdanie, kontroluje każdy ruch – mówi pani Urszula Knapczyk, sąsiadka z bloku.

Śledztwo może potrwać wiele miesięcy. Wszyscy zadają sobie to samo pytanie: jak to możliwe, że w samym sercu Śląska przez 27 lat rozgrywał się dramat, którego nikt nie zauważył?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *